Skontaktuj się!

Doświadczenie życiowe… adwokata

Anna Koziołkiewicz-Kozak05 lutego 20155 komentarzy

Z terminem „doświadczenie życiowe” zazwyczaj stykamy się w uzasadnieniu wyroku. Ostatnio np. zwalczałam apelacją argumentację sądu w sprawie karnej, w której sąd uznał, że zasady doświadczenia życiowego nakazują uznać wersję mego klienta za przyjętą „linię obrony” (kolejne słowo-wytrych), ponieważ… już wcześniej był karany za podobne przestępstwa. No dobrze, trochę trywializuję wywód sądu (ale tylko trochę).

Ale nie o wyrokach dzisiaj, tylko o doświadczeniu życiowym adwokata, rozumianym jako suma jego rzeczywistych przeżyć, osobiście widzianych zdarzeń, sytuacji – właśnie (idem per idem) doświadczeń. Zainspirował mnie wpis na blogu mec. Dominiki Mróz-Krysta o wiele mówiącym tytule „Radca też człowiek” (nawiasem mówiąc adwokat też człowiek 😉 ). Pani Mecenas pisze o tym, że każdy z nas (nas, pełnomocników, że tak „ekumenicznie” uogólnię) patrzy na sprawę poprzez swoje własne doświadczenia i to w pewien sposób jednak „determinuje spojrzenie na wiele kwestii”.

Na pewnej płaszczyźnie gotowa jestem się z tym zgodzić. W tym sensie, że owszem, na pewno ułatwia mi rozmowę na temat alimentów dla dziecka w wieku niemowlęcym, przedszkolnym i szkolnym fakt, iż sama jestem mamą dwojga dzieci, obecnie w wieku szkolnym i przedszkolnym. Rzeczywiście, nie trzeba mi na przykład tłumaczyć, że jest coś takiego jak komitet rodzicielski, czy płatne szczepionki. Co więcej, jeśli moja Klientka czy Klient zapomną o jakimś wydatku, będę w stanie im to z własnego doświadczenia podpowiedzieć.

Z drugiej jednak strony, np. nigdy się nie rozwodziłam, a jednak bardzo wiele osób przeprowadziłam przez rozwód. Nigdy nie pozywałam (jako ja) nikogo o zachowek, a jednak wielu klientom wynegocjowałam lub wywalczyłam w sądzie zachowki. Itd. Wchodzimy tu w odwieczny argument, że lekarz nie musi sam mieć wyrostka robaczkowego, żeby umieć zoperować go u swego pacjenta. Argument najczęściej przywoływany w publicznych debatach na temat tego, czy księża mają prawo wypowiadać się na temat małżeństwa, choć sami żon nie mają. Albo, czy mediator musi umieć kłaść cegły, żeby mediować w sporze budowlanym (to bardziej debaty tzw. środowiskowe, ogół społeczeństwa o mediatorach raczej niestety nie dyskutuje).

Otóż i w przypadku lekarza i księdza i mediatora i adwokata, uważam, że nie musi (mieć odpowiednio: wyrostka robaczkowego, żony, umiejętności kładzenia cegieł i doświadczeń takich jak jego Klient).

Natomiast musi umieć słuchać. Ze zrozumieniem i nieraz dużą doza empatii. Moje dzieci są zdrowe, ale potrafię zrozumieć, na czym polega dajmy na to alergia skórna, która uzasadnia stosowanie specjalistycznych kosmetyków. Nie jestem konserwatorem zabytków, ale potrafię zrozumieć istotę sporu o to, czy jakiś element elewacji zgodnie ze sztuką powinien być wygładzony, czy nie. Nie toczę osobiście z nikim sporu o podział majątku, ale jestem w stanie zrozumieć, jakie emocje z tym związane ma mój Klient / Klientka.

I owszem, dobrze, jeśli ma doświadczenie, ale nie własne, lecz w prowadzeniu spraw danego rodzaju.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

5 odpowiedzi na “Doświadczenie życiowe… adwokata”

  1. Czy ja wiem, czy polemicznie? W zasadzie to, co Pani Mecenas napisała nie wyklucza się z moją wypowiedzią, wręcz przeciwnie, te kwestie się uzupełniają. Trzeba umieć słuchać, a doświadczenie w prowadzeniu danego rodzaju spraw jest wręcz konieczne – wszystko prawda. Ja się również nie rozwodziłam (i prawdę mówiąc sobie tego trochę nie wyobrażam; nie wyobrażam napisać własnego pozwu, mimo, że robię to klientom zawodowo), nie spierałam z mężem o dziecko, nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek zdecydowała się zainwestować w energetykę odnawialną, a jednak doradzam w tym zakresie. Nie stwierdziłam również, że jedyną drogą do pewnego rodzaju mądrości życiowej – bardzo pożądanej w sprawach rodzinnych – jest doświadczenie własne. Nie. Przecież można je nabyć z obserwacji, której postacią jest prowadzenie spraw innych osób. To jest oczywiste. Mnie chodziło o zupełnie coś innego, a mianowicie o polemikę z pewnego rodzaju skrajnością i w moim przekonaniu nadużywaniem pojęcia „świadek”. Sprawy rodzinne dotykają relacji więc siłą rzeczy każdy ma jakieś swoje przemyślenia na te tematy. Chodziło mi dokładnie o taką sytuację: jeżeli druga strona zarzuca coś mojemu klientowi/mojej klientce w sprawach rodzinnych, a ja po prostu wiem z życia, że to bzdury i dlaczego są to bzdury i to właśnie życie, a nie literatura i orzecznictwo pokazały mi, że to bzdury – to nie widzę nic nieprofesjonalnego w tym, że zwrócę na to uwagę klienta/klientki, a następnie podniesiemy przed sądem, że to bzdury i uzasadnimy w oparciu o co uważamy, że to bzdury. Ustawodawca przewidział magiczną klauzulę „zasad doświadczenia życiowego” (zwłaszcza w kontekście sędziów) – bo akurat tu racjonalnie założył, że wszyscy jesteśmy ludźmi;)
    Pozdrawiam!

    • Anna Koziołkiewicz-Kozak pisze:

      Faktycznie, może nie tyle polemicznie, co trochę inny aspekt.. owszem, skrajność polegająca na kompletnym oddzielaniu prywatnego siebie od siebie zawodowego byłaby dziwna i nieco schizofreniczna, jeśli o taką skrajność chodzi, to się zgadzam. Chociaż, jak mawiał Tewje Mleczarz, z drugiej strony… myślę, że trzeba bardzo uważać właśnie wtedy, gdy się akurat ma osobiste doświadczenie jakiejś sytuacji, żeby nie patrzeć na problem przez to swoje doświadczenie.

  2. Dagmara pisze:

    Moim zdaniem w klauzuli pod pojęciem „doświadczenie życiowe” kryje się to wszystko czego doświadczamy zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. Dlatego opierając się na nim jesteśmy w stanie między innymi wyobrazić sobie, odczuć to, czego tak na prawdę byliśmy tylko świadkami, obserwatorami,słuchaczami, biernymi uczestnikami, pełnomocnikami etc. Doświadczenie, przeżycie jakiegokolwiek zdarzenia, choćby w formie zasłyszanej, przeczytanej historii – uczy, poszerza nasze horyzonty, zapisuje naszą tabula rasa ,abyśmy mogli następnie w pełni korzystać z tego bagażu 🙂
    Pozdrawiam

    • Anna Koziołkiewicz-Kozak pisze:

      Dziękuję za głos w dyskusji 🙂 Celne podsumowanie. Dodam tylko – tak sobie myślę, że ważne, by tą otwartość, o której Pani pisze zachować. Żeby doświadczenie nie przerodziło się nigdy w przekonanie, że już wszystko wiemy najlepiej i widzieliśmy już wszystko chyba z wyjątkiem wieloryba 😉

  3. Dodam, że przydatna jest – zwłaszcza w sprawach rodzinnych – empatia. Wyczulenie na emocje klienta to ważny element warsztatu adwokata rodzinnego. Też uważam, że nie trzeba się rozwodzić, żeby mieć „doświadczenie życiowe” w takich sprawach (jestem żoną z długim stażem i oby tak pozostało :-)).

Poprzedni wpis:

Następny wpis: