Jak mądrze i świadomie podjąć decyzję? Ale po kolei.
Spędziłam przedwczoraj dość dużo czasu w kolejce do lekarza. Gdyby na moim miejscu był Daniel Koziarski, pewnie powstałby błyskotliwy felieton obyczajowy na bazie obserwacji i podsłuchańców (jak to zwykle w takich miejscach, ciekawy przekrój osobowości – od eleganckiego starszego pana czytającego jakieś grube naukowe dzieło po niemiecku po sympatyczną panią, która pomimo jednoznacznego z mojej strony wsadzania nosa w e-book „tak bardzo lubi rozmawiać z ludźmi”… no ja też lubię, inaczej nie prowadziłabym tego bloga, ale umówmy się – niekoniecznie o tym, co komu trzeba wyciąć).
No ale i mnie wypowiedź (tytułowa) jednej z osób zainspirowała, żeby podzielić się pewną myślą. Mianowicie wypowiedź Pana Kraciastego. Nie, nie miał nic wspólnego z byłym regentem chóru cerkiewnego Korowiowem, po prostu był w koszuli w kratę i za każdym razem, gdy był wywoływany do gabinetu, żeby uzyskać kolejną porcję informacji(?) zwracano się do niego per „pan-w-kraciastej-koszuli”. Towarzyszyła mu pani, która (zapewne podenerwowana cała sytuacją) wciąż powtarzała, że „on to lekceważył, to ja go tu przyprowadziłam”.
Konkluzja jego sprawy była taka (wygłaszana na tyle głośno na korytarzu, że wszyscy mogliśmy dokładnie dowiedzieć się), że od stycznia zmieniła się PROCEDURA. I że nie ma dla pana ścieżki. I że musi jeszcze raz iść do przychodni po nowe skierowanie i zacząć całą PROCEDURĘ od nowa. Nawiasem mówiąc przyznać należy, że pani, która Panu Kraciastemu rzeczoną konkluzję przekazywała, była bardzo cierpliwa i życzliwa („nie zabrał pan baterii do aparatu słuchowego, no tak, to rzeczywiście jest problem, nie mam zapasowej baterii”). No ale PROCEDURA.
Pan zaczął się ubierać, a towarzysząca mu pani spokojnie powtarzała, co teraz muszą zrobić, dokąd pójść. No i wtedy usłyszała „Daj mi spokój, ja już nigdzie nie będę chodził!”
Co to ma wspólnego z tematem bloga? Ano, tak sobie pomyślałam, że często jest tak, że nie zabierasz się za uregulowanie swoich spraw, ponieważ obawiasz się PROCEDURY. Nie wiesz co Cię czeka, a słyszałeś, że sprawy ciągną się latami, kosztują bardzo dużo, a rezultat niepewny. Bo sprawa koleżanki / kolegi trwała 5 lat. A może jak Pan Kraciasty miałeś już styczność z PROCEDURĄ i masz dość. Na samą myśl, że miałbyś jeszcze raz się za coś podobnego zabrać, robi Ci się niedobrze.
Owszem, czasem może być tak, że rzeczywiście PROCEDURA jest dość złożona i czas oraz środki zaangażowane w osiągnięcie celu, mogą być nieadekwatne do tego celu. Był u mnie jakiś czas temu Klient, który był spadkobiercą w iluś tam setnych częściach nieruchomości na drugim końcu Polski. W dodatku stan prawny był nieuregulowany od lat, wartość nieruchomości stosunkowo niewielka, a budynek nie był wpisany do księgi wieczystej. Nie że się nie da. Ale wymagałoby to przejścia wielu PROCEDUR – po przedstawieniu co i jak, Klient uznał, że może w sumie propozycja krewniaka, który tam mieszka, żeby odkupić jego udział nie jest taka zła. No nie była. W rezultacie skupiliśmy się na tym, jak przeprowadzić to odkupienie udziału.
Więc owszem tak, czasem, po przyjrzeniu się czasowi, który musiałbyś zaangażować w rozwiązanie sprawy, kosztom z tym związanym (także kosztom psychicznym), możesz dojść do wniosku, że lepiej tego nie ruszać. Istotne jest jednak też, na ile nierozwiązana sprawa Ci przeszkadza i dezorganizuje Twoje życie (posiadanie udziału w budynku na drugim końcu Polski przeszkadza mniej niż np. zamieszkiwanie w jednym mieszkaniu z byłym małżonkiem).
Natomiast ważne jest – i do tego chciałabym Cie dzisiejszym wpisem zachęcić – żeby podejmować decyzje świadomie. Czyli nie zakładaj z góry, że PROCEDURA Cię pokona, ale dowiedz się z rzetelnego źródła, jak naprawdę ona wygląda. I dopiero wtedy decyduj.