„Zeznania przed sądem w sprawie o rozwód nie wymagają przygotowań. Składając zeznania strona powinna jedynie w sposób szczery i spontaniczny przedstawić przebieg swojego pożycia małżeńskiego. Żaden pełnomocnik nie zastąpi w tym strony.”
Tak napisał Sąd w uzasadnieniu postanowienia, chodziło o odmowę przyznania stronie (przeciwnej) pełnomocnika z urzędu.
Czas chyba pomyśleć o innym zawodzie, skoro ten pełnomocnik zbędny…
Tylko dlaczego zawsze przed rozprawą, rozmawiam dobrą godzinę? Dlaczego Klienci mają mnóstwo pytań, począwszy od organizacyjnych (jak wygląda rozprawa, czy muszę mówić z pamięci, czy mogę czytać z kartki, czy muszę zabrać dowód osobisty, o co sąd będzie pytał i wiele, wiele innych) po merytoryczne?
I dlaczego Google mówi, że hasło „jak się przygotować do rozprawy rozwodowej” ma 27 300 wyników?
Owszem, pełnomocnik nie stanie za Ciebie za barierką i nie złoży zeznań. Tu Sąd ma rację.
Ale przeanalizuje z Tobą strategię procesową. Owszem tak. I nie chodzi tu o tworzenie alternatywnej wersji zdarzeń. W ramach wypowiadania się „w sposób szczery” można np. powiedzieć więcej lub mniej (jeśli np. wspólną decyzją rozwód ma być bez orzekania o winie, to może lepiej o pewnych przykrych sprawach opowiedzieć nieco mniej?)
Powie, na jakie pytania Sądu musisz być przygotowany, np. odpowiedzenie z głowy na pytanie o koszty utrzymanie dziecka, jeśli wcześniej nie sporządziło się listy wydatków, wcale nie jest takie proste.
Już na sali, zada pytanie, jeśli zapomnisz o czymś ważnym.
Będzie pilnował, czy pełnomocnik drugiej strony nie próbuje Ci zadać pytania niezwiązanego ze sprawą, które ma Cię zdenerwować i pokazać w niekorzystnym świetle.
I co chyba najważniejsze będzie pilnował kwestii proceduralnych. A nie jest to proste. Niby rozprawa toczy się w języku polskim, ale historyjki o tym, że po wyjściu z i po ogłoszeniu wyroku klient pyta „Pani Mecenas, to ja wygrałem, czy przegrałem?” to nie dowcip. Zdarzyło mi się to co najmniej kilka razy.
No ale jako pełnomocnik jestem oczywiście w kwestii, której dotyczy dzisiejszy post z całą pewnością nieobiektywna ;)… Więc jeśli wolisz to nie przygotowuj się do rozprawy, w końcu zeznania przed sądem w sprawie o rozwód nie wymagają przygotowań.
Dokładnie tak, a dodatkowo przygotuje psychicznie na fakt, że Sąd będzie pytał o osobiste i intymne sprawy.
Tak. Chociaż w Gdańsku przeciera się (powoli) praktyka, by strony które były w mediacji miały „szybszą ścieżkę” i nie były przesadnie przepytywane ponad to co naprawdę niezbędne.
Super link do pytań. Jako, że ja nie znoszę rozwodówek, a robię je tylko z musu, to pytania są idealnym rozwiązaniem. Swoją drogą kilka pytań jest przednich: zawód (to nie emeryt), bądź do kobiet: czy jest Pani w ciąży…
Rzecz jasna taka ilość pytań ma sens przy ustalaniu winy. Rozwodzik bez winy to poezja. 15 minut i wolność 🙂
Z tą poezją to bym nie przesadzała… rozwód zawsze jest doświadczeniem raczej przykrym i stresującym dla stron. Choć fakt rzecz jasna, że rezygnacja z orzekania o winie znacznie ten stres zmniejsza i skraca.
Te pytania to standardowe pytania także w przypadku rozwodu bez orzekania o winie. Szczytem dociekliwości sądu (rozwód bez orzekania o winie, bez dzieci, bez roszczeń o alimenty) była taka sytuacja na sprawie: pozwany przepytywany drobiazgowo o koszt swojego utrzymania podaje kwotę, którą miesięcznie wydaje na swoje wyżywienie.
Sąd: A dlaczego tak dużo?
Pozwany (zmieszany): no bo ja długo pracuję i jem na mieście..
Sąd (dyktuje głośno do protokołu): „Wydaję tak dużo na wyżywienie, ponieważ długo pracuję i jem na mieście.”
Tak że lepiej się nastawić, że pytań będzie dużo i będą bardziej niż mniej dociekliwe.
A tak na marginesie, przyznam, że trochę nie rozumiem stwierdzenia „z musu”, chyba że Pan Mecenas ma na myśli sprawy przydzielane z urzędu? Bo tu faktycznie mamy przymus i uwzględniając zawrotne kwoty wypłacane za ten przymus w dodatku misję…
Z musu moralnego – zazwyczaj odsyłam rozwody do osób zaufanych, gdzie wiem, że sprawa pójdzie dobrze i nie będzie wstydu. Mus moralny to sytuacja, że człowiek zapiera się rękami i nogami przed sprawą, ale wie, że powinien ją poprowadzić dla dobra Klienta, aby uczynić świat odrobinę lepszym. Te właśnie dwie skrajności – brak porywających zwrotów akcji i przewidywalność spraw rozwodowych z jednej strony, zaś potrzeba zrozumienia i pomocy dla Mocodawcy często skrzywdzonego przez drugą partner z drugiej, wywołują u mnie sytuację musu moralnego. Ja nie wezmę, będę miał kaca. Jak wezmę, to poprowadzę najlepiej jak umiem z pełnym zaangażowaniem, kosztem zdrowia psychicznego.
Nie wiem czy ktoś chciałby tak po prostu pójść na swoją rozprawę nieprzygotowany i bez wiedzy jak to wszystko wygląda, także ma pani 100% rację. Świetny blog 🙂 Trzeba przed samą rozprawą jeszcze wszystko omówić, strategia jest bardzo ważna.
Nie wyobrażam sobie sprawy w sądzie bez profesjonalnego pełnomocnika. Sama obecność prawnika daje ogromne emocjonalne wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. To z kolei obniża poziom stresu i wpływa na łatwiejszą werbalizację i klarowność zeznań.
Hasło “jak się przygotować do rozprawy rozwodowej” wcale nie ma „27 300 wyników”.
Sz. Gospodyni popełniła bardzo powszechny błąd i wprawdzie w tekście bloga wzięła frazę “jak się przygotować do rozprawy rozwodowej” w cudzysłów ale już nie zrobiła tego wpisując je w okienko wyszukiwarki Google.
Jak wiadomo Google indywidualizuje dla nas wyniki wyszukiwania, a więc moje będą zawsze nieco inne niż dla kogoś innego, ale przykładowe wyniki z dzisiaj dla mnie były następujące:
1/ cała fraza wzieta w cudzysłów: 172 strony
2/ ta sama fraza bez cudzysłowu: 71300 stron.
Bez cudzysłowu Google, kierowany sobie znanym algorytmem, odnalazł dziesiątki tysięcy stron majacych coś współnego zarówno z pojedynczymi słowami jak „rozwodowej” oraz z frazami sprawy+rozwodowej a także z wielka liczbą podobnych im połączeń.
Teraz, czy ta moja wiedza pozwoli mi rozbić w pył i puch pełnomocnika żony podczas rozprawy?
Raczej wątpię i czuję się bardzo upokorzony faktem, że on z pewnością wie czy i kiedy moja żona poszła do łóżka z obcym mężczyzną a ja – jej teoretyczny mąż, wręcz przeciwnie.
Dziękuję za ciekawy wpis z perspektywy procesowego pełnomocnika.