Skontaktuj się!

Macie wspólne mieszkanie lub dom na kredyt i chcecie się rozstać. O tym, jak podzielić nieruchomość, której jesteście współwłaścicielami napisałam we wpisie Związek partnerski a współwłasność (i jej zniesienie).

Kredyt komplikuje sprawę. Łatwiej pozbyć się obrączki niż kredytu. Ale brak obrączki nie ułatwia pozbycia się wspólnego kredytu.

Dzisiaj chcę Ci opowiedzieć o 3 istotnych sprawach związanych ze wspólnym kredytem.

Po pierwsze: Sąd nie dzieli długów.

To znaczy, że nie ma prawnej możliwości, żeby sąd rozstrzygnął w jakimkolwiek postępowaniu, kto z Was przejmie kredyt. Nawet jeśli jedno z Was przejmuje mieszkanie obciążone kredytem (staje się jedynym właścicielem), nie oznacza to automatycznie, że przejmuje kredyt (staje się jedynym kredytobiorcą).

Dlaczego? Ano dlatego, że bank ma w tej chwili 2 dłużników i sąd nie może pozbawić go jednego z nich.

Oczywiście przejęcie kredytu przez jedno z Was jest możliwe, ale tylko w banku. I na zasadach podyktowanych przez bank. Nie ma zatem innej drogi niż udanie się do Waszego banku (najlepiej razem) i dowiedzenie się, co musicie zrobić. Przeważnie, bank sprawdza zdolność kredytową osoby, która chce przejąć kredyt i jeśli uzna, że jest ona wystarczająca, wyraża zgodę. Jeśli nie, bank może zażądać dodatkowego zabezpieczenia (np. dołączenia do kredytu dodatkowej osoby).

Po drugie: Jest możliwe odjęcie kwoty kredytu od wartości mieszkania.

Nie jest to wcale oczywiste (bo sąd nie dzieli długów), ale sądy zaczęły uwzględniać kredyt w ten sposób, że ustalając wartość nieruchomości od jej rynkowej ceny odejmują wartość kredytu na dzień podziału.

Przykładowo:

A i B mają mieszkanie warte 300.000 zł. Niespłacony kredyt wynosi 100.000 zł. Sąd w postanowieniu przyzna mieszkanie na wyłączną własność A i zasądzi spłatę w wysokości 100.000 zł na rzecz B. Co sąd zrobił? Uwzględnił wartość kredytu.

Matematycznie wygląda to tak:

(300.000 – 100.000) : 2 = 100.000 zł

Niestety, chociaż spłata od A dla B jest wyliczona od wartości mieszkania pomniejszonej o kredyt, dla banku nie jest to równoznaczne z tym, że A przejął kredyt (wróć do „po pierwsze”).

Po trzecie: Jest możliwe tzw. zwolnienie dłużnika

Bank zazwyczaj zgadza się na przejęcie kredytu obciążającego nieruchomość dopiero gdy nie będziecie już współwłaścicielami (czyli po uprawomocnieniu się postanowienia sądu o podział majątku wspólnego lub o zniesienie współwłasności, ewentualnie po zawarciu umowy u notariusza).

Czyli musicie najpierw znieść współwłasność, a dopiero potem załatwić kwestię kredytu.

W praktyce jest to znaczne utrudnienie, zwłaszcza jeśli poziom Waszego wzajemnego zaufania jest obniżony (a zazwyczaj w sytuacji rozstania tak właśnie jest). Zwłaszcza dla tego z Was, które ma być odłączone od kredytu. Boisz się, i jest to zrozumiałe, że bank zmieni zdanie i nie zgodzi się na przejęcie kredytu przez drugą stronę i zostaniesz bez mieszkania i z kredytem.

Jak się przed tym zabezpieczyć?

Przed „widzimisię” banku zabezpieczyć się niestety nie da. Czasem udaje się nakłonić bank do wydania tzw. „promesy”, czyli obietnicy, że będzie możliwe przejęcie kredytu. Ale tak naprawdę, nie jest to dla banku wiążące.

Możliwe jest natomiast zawarcie umowy między Wami, zwanej zwolnieniem od obowiązku świadczenia (art. 392 Kodeksu Cywilnego).

Pozostańmy przy A i B z poprzedniego punktu. A może zobowiązać się, że:

„będzie samodzielnie spłacał kredyt i będzie odpowiadał względem B za to, że bank nie będzie od B żądał spełnienia świadczenia.”

Tak trzeba to sformułować, ale co to znaczy? Jeśli po zawarciu takiej umowy A nie zapłaci raty kredytu i bank ściągnie ją od B, B będzie mógł domagać się od A zwrotu tej kwoty.

Jest to umowa tylko między A i B, dla banku nie ma ona znaczenia. Natomiast ma znaczenie dla B, bo w razie czego będzie miał możliwość odzyskania pieniędzy.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

Być mądrym przed szkodą…

Anna Koziołkiewicz-Kozak26 stycznia 2015Komentarze (0)

Przysłowia są mądrością narodów (które innej mądrości nie mają), ale to nie znaczy, że koniecznie musisz działać zgodnie z przysłowiem „Mądry Polak po szkodzie”.

Jeśli wahasz się, czy skorzystać z pomocy prawnej, czy poradzić się sąsiadki łamane przez koleżanki łamane przez Google’a, koniecznie przeczytaj dzisiejszy wpis mec. Arkadiusza Jóźwika O wyższości mądrości ludowej nad wiedzą i umysłem i zastanów się jeszcze raz.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

ponad 1000 odsłon!

Anna Koziołkiewicz-Kozak24 stycznia 20152 komentarze

Właśnie mój blog, który nie ma jeszcze 2 tygodni, więc można go nazwać blogiem-niemowlakiem przekroczył 1000 odsłon (w tej chwili jest 1020).

Ogromnie się cieszę, że tyle osób uznało go za wartego uwagi, jest to dla mnie duża motywacja, by pisać dalej.

Oczywiście zachęcam do komentowania, zadawania pytań. Jeśli jakieś zagadnienie (w miarę w temacie bloga), Cię interesuje – daj mi znać, postaram się o tym napisać 🙂

 

 

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

A gdyby zdarzył się cud…

Anna Koziołkiewicz-Kozak22 stycznia 2015Komentarze (0)

Uff… pracowity miałam dzisiaj dzień, 8.30 wizyta u notariusza, potem rozprawa, negocjacje, spotkania, rozmowy telefoniczne, maile, pisma… Ale i satysfakcjonujący. Zwłaszcza z powodu zakończenia jednej sprawy dokładnie w sposób zgodny z CELEM określonym przez mego Klienta.

W artykule Alimenty czy kontakty z dzieckiem? Kilka słów o korzyściach z mediacji pisałam o tym, jak ważne jest ustalenie CELU, który chcesz osiągnąć. Jeśli określisz go niezgodnie z tym, co naprawdę czujesz, może być tak, że chociaż wygram Twoją sprawę, będziesz niezadowolony.

Świetnie, powiesz, ale jak to zrobić?

Zgoda, czasem jest to naprawdę trudne. Zwłaszcza jeśli jesteś rozżalony, smutny, wściekły, rozczarowany. Czujesz się skrzywdzony, upokorzony. Nadużyto Twojego zaufania. Niesprawiedliwie Cię potraktowano. Myślisz o zemście. Te i wiele innych uczuć często towarzyszą problemowi, z którym do mnie przychodzisz. Jak w takiej sytuacji zdobyć się na określenie celu?

Czasem pomaga metoda, o której pierwszy raz usłyszałam na kursie na mediatora, zwana „pytaniem o cud”. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że zasypiasz, a w nocy stał się CUD. Budzisz się, a Twój problem zniknął. Jest już rozwiązany.

To znaczy co konkretnie się stało?

I tu padają rozmaite odpowiedzi, np. „siedzę sobie w swoim własnym mieszkaniu”, „mam święty spokój”, „mogę spokojnie spędzać czas z córką i nikt mi w tym nie przeszkadza”, „nie muszę się martwić, za co kupię buty dla synka”… i wiele innych.

Co ciekawe, NIGDY nie jest to odpowiedź „Sąd zasądził na moją rzecz…”. CELEM nie jest wyrok sądowy. Wyrok sądowy może być najwyżej środkiem do uzyskania CELU.

Ale to, o jaki wyrok i w jakiej sprawie będę dla Ciebie walczyła, zależy od tego, jak określisz swój CEL. Zresztą, bardzo możliwe, że to wcale nie będzie wyrok, bo Twój CEL skuteczniej osiągniemy na przykład zawierając ugodę…

Zatem bardzo zachęcam Cię do zastanowienia się, czego naprawdę chcesz.

Bo to jest najważniejsze 🙂

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

Jak mądrze i świadomie podjąć decyzję? Ale po kolei.

Spędziłam przedwczoraj dość dużo czasu w kolejce do lekarza. Gdyby na moim miejscu był Daniel Koziarski, pewnie powstałby błyskotliwy felieton obyczajowy na bazie obserwacji i podsłuchańców (jak to zwykle w takich miejscach, ciekawy przekrój osobowości – od eleganckiego starszego pana czytającego jakieś grube naukowe dzieło po niemiecku po sympatyczną panią, która pomimo jednoznacznego z mojej strony wsadzania nosa w e-book „tak bardzo lubi rozmawiać z ludźmi”… no ja też lubię, inaczej nie prowadziłabym tego bloga, ale umówmy się – niekoniecznie o tym, co komu trzeba wyciąć).

No ale i mnie wypowiedź (tytułowa) jednej z osób zainspirowała, żeby podzielić się pewną myślą. Mianowicie wypowiedź Pana Kraciastego. Nie, nie miał nic wspólnego z byłym regentem chóru cerkiewnego Korowiowem, po prostu był w koszuli w kratę i za każdym razem, gdy był wywoływany do gabinetu, żeby uzyskać kolejną porcję informacji(?) zwracano się do niego per „pan-w-kraciastej-koszuli”. Towarzyszyła mu pani, która (zapewne podenerwowana cała sytuacją) wciąż powtarzała, że „on to lekceważył, to ja go tu przyprowadziłam”.

Konkluzja jego sprawy była taka (wygłaszana na tyle głośno na korytarzu, że wszyscy mogliśmy dokładnie dowiedzieć się), że od stycznia zmieniła się PROCEDURA. I że nie ma dla pana ścieżki. I że musi jeszcze raz iść do przychodni po nowe skierowanie i zacząć całą PROCEDURĘ od nowa. Nawiasem mówiąc przyznać należy, że pani, która Panu Kraciastemu rzeczoną konkluzję przekazywała, była bardzo cierpliwa i życzliwa („nie zabrał pan baterii do aparatu słuchowego, no tak, to rzeczywiście jest problem, nie mam zapasowej baterii”). No ale PROCEDURA.

Pan zaczął się ubierać, a towarzysząca mu pani spokojnie powtarzała, co teraz muszą zrobić, dokąd pójść. No i wtedy usłyszała „Daj mi spokój, ja już nigdzie nie będę chodził!”

Co to ma wspólnego z tematem bloga? Ano, tak sobie pomyślałam, że często jest tak, że nie zabierasz się za uregulowanie swoich spraw, ponieważ obawiasz się PROCEDURY. Nie wiesz co Cię czeka, a słyszałeś, że sprawy ciągną się latami, kosztują bardzo dużo, a rezultat niepewny. Bo sprawa koleżanki / kolegi trwała 5 lat. A może jak Pan Kraciasty miałeś już styczność z PROCEDURĄ i masz dość. Na samą myśl, że miałbyś jeszcze raz się za coś podobnego zabrać, robi Ci się niedobrze.

Owszem, czasem może być tak, że rzeczywiście PROCEDURA jest dość złożona i czas oraz środki zaangażowane w osiągnięcie celu, mogą być nieadekwatne do tego celu. Był u mnie jakiś czas temu Klient, który był spadkobiercą w iluś tam setnych częściach nieruchomości na drugim końcu Polski. W dodatku stan prawny był nieuregulowany od lat, wartość nieruchomości stosunkowo niewielka, a budynek nie był wpisany do księgi wieczystej. Nie że się nie da. Ale wymagałoby to przejścia wielu PROCEDUR – po przedstawieniu co i jak, Klient uznał, że może w sumie propozycja krewniaka, który tam mieszka, żeby odkupić jego udział nie jest taka zła. No nie była. W rezultacie skupiliśmy się na tym, jak przeprowadzić to odkupienie udziału.

Więc owszem tak, czasem, po przyjrzeniu się czasowi, który musiałbyś zaangażować w rozwiązanie sprawy, kosztom z tym związanym (także kosztom psychicznym), możesz dojść do wniosku, że lepiej tego nie ruszać. Istotne jest jednak też, na ile nierozwiązana sprawa Ci przeszkadza i dezorganizuje Twoje życie (posiadanie udziału w budynku na drugim końcu Polski przeszkadza mniej niż np. zamieszkiwanie w jednym mieszkaniu z byłym małżonkiem).

Natomiast ważne jest – i do tego chciałabym Cie dzisiejszym wpisem zachęcić – żeby podejmować decyzje świadomie. Czyli nie zakładaj z góry, że PROCEDURA Cię pokona, ale dowiedz się z rzetelnego źródła, jak naprawdę ona wygląda. I dopiero wtedy decyduj.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl