Skontaktuj się!

Od czasu, gdy zajęłam się mediacją, niejednokrotnie już zauważyłam, że klient przychodząc do adwokata nie zawsze mówi, na czym mu tak naprawdę zależy – wie jaką sprawę chce wszcząć, nieraz jest nawet świadom, jakie roszczenia mu przysługują, ale nie przemyślał, jaki rezultat chciałby osiągnąć.

Przykład? Bardzo proszę: przyszedł do mnie pan, żebym mu poprowadziła sprawę o obniżenie alimentów, sprawa już była w toku. Adwokat w takiej sytuacji zbiera wszystkie dane, gromadzi dowody i wykazuje w sądzie, że są przesłanki, by alimenty te obniżyć. Tymczasem, długa rozmowa i zadanie szeregu pytań ujawniło, że tak naprawdę, to jemu wcale nie zależy na tym, żeby płacić niższe alimenty.

Sytuacja była skomplikowana, okoliczności rozstania były nieciekawe, on i jego rodzice nie widzieli już dziecka od ok. 3 lat, on chciał coś zrobić, nie bardzo wiedział co, więc złożył pozew o obniżenie alimentów. W głębszej warstwie jego rozumowanie przebiegało w ten sposób, że skoro nie jest realnie ojcem, nie widuje swojego dziecka, to nie chce być tylko finansującym. Po dłuższej rozmowie stwierdził w końcu, że w rzeczywistości zależy mu na tym, żeby odbudować relacje z dzieckiem.

W tym momencie od razu zabłysło mi się w głowie hasło „MEDIACJA!”

O mediacji wcześniej nic nie słyszał, ale po przedstawieniu na czym to polega, zgodził się że warto by spróbować, choć był bardzo sceptyczny („ona na pewno nie będzie chciała rozmawiać, a tak w ogóle to z nią się nie da rozmawiać”). A jednak zgodziła się. Mediacja (z udziałem pełnomocników) udała się bardzo dobrze. Wystarczyły dwa spotkania, by zaczynając z pozycji kompletnego braku komunikacji, szeregu wzajemnych pretensji, uprzedzeń, nieufności, wypracować sensowny plan kontaktów i ustalić co z alimentami (pozostały na dotychczasowym poziomie).

Minęło już sporo czasu i porozumienie działa.

Ważne jest też w tym miejscu zaznaczenie, że w mediacji nie ma dróg na skróty, oczywiście że doświadczony pełnomocnik wymyśliłby treść ugody, nad którą strony pracowały w sumie ponad 4 godziny, w kilka minut. Ale co z tego, skoro to nie byłaby ich ugoda. Warunków ugody, którą sami wypracowali, przestrzegają, bo są jej autorami, bo to jest ich ugoda, bo wiedzą ile trudu wymagało jej osiągnięcie.

Jak opisany powyżej przykład można zinterpretować w kategoriach procesowych i czy taka interpretacja ma sens? Czy jest to sukces, czy porażka, skoro w sumie wyszło na to, że sprawę, tą z którą przyszedł klient, o obniżenie alimentów, przegraliśmy (cofnęliśmy powództwo), a zamiast tego załatwiliśmy jakąś inną kwestię (kontakty z dzieckiem).

Cóż.. rezultat sprawy o obniżenie alimentów był niepewny, owszem, były przesłanki, by przekonać sąd, że mamy rację, tym bardziej, że nasi świadkowie wypadli dobrze, a stronie przeciwnej postępowanie dowodowe za bardzo nie wyszło… z drugiej jednak strony, alimenty i tak były raczej niewysokie, więc bardzo możliwe że sąd by ich już nie zmniejszył.

Najważniejsze jest jednak to, że wyrok, korzystny lub nie, kompletnie niczego by nie zmienił jeśli chodzi o kwestię, która okazała się być naprawdę ważna dla mojego klienta – nic nie zmieniłoby się w jego relacjach z dzieckiem.

Tymczasem mediacja to umożliwiła i to dość szybko, a klient jest zadowolony, bo uzyskał to czego chciał.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl