Pani Mecenas Monika Orłowska, specjalizująca się w prawie karnym ocenia ewentualną nowelizację w tym kierunku pozytywnie – polecam jej artykuł na ten temat:
Utrudnianie kontaktów z dzieckiem – czy stanie się przestępstwem?
Trudno i mi się nie zgodzić z tą pozytywną oceną nowelizacji, wiedząc, jak często te środki, które obecnie są, pozostają nieskuteczne.
Część rodziców woli płacić (stosunkowo niskie) grzywny, niż umożliwić kontakt z dzieckiem.
Zresztą także rodzice walczący o kontakty mają opory przed tą formą egzekucji. Mówią, że w ten sposób pośrednio zabierają środki dziecku, a w każdym razie na pewno rodzic uniemożliwiający kontakty, tak to dziecku przedstawi.
Ograniczenie władzy rodzicielskiej bywa skuteczne w sytuacji, gdy rodzic uniemożliwiający kontakty wykonuje zawód, w którym takie ograniczenie jest przeszkodą, np. pracuje w placówce opiekuńczej.
Zawodów, w których wymagana jest niekaralność jest więcej, więc takie zagrożenie może przynieść pożądany skutek.
Oby tylko przepis został skonstruowany tak, by odróżnić sytuacji, w których rodzic uniemożliwia kontakty od sytuacji, gdy to dziecko z ważnych powodów (np. przemoc) ich nie chce.
Zastanawia mnie też, co w sytuacji, gdy chodzi o uregulowane kontakty z nastolatkiem, który deklaruje, że ich nie chce. Wpływ rodzica jest już ograniczony, a wszelkie formy nacisku wywierają skutek odwrotny od zamierzonego. W skrajnych sytuacjach mogą doprowadzić nawet do sytuacji dla dziecka niebezpiecznych – np. nastolatek w obliczu przymuszenia do niechcianego spotkania ucieknie do kolegi (oby do kolegi).
Też czekam z niecierpliwością na wersję końcową. Sama mam też dużo wątpliwości, ale dośc często reprezentuję rodziców, którzy mają trudności w wyegzekwowaniu kontaktów. Obecna sytuacja jest frustrująca dla pełnomocnika, a co dopiero dla zainteresowanego rodzica.
A ja właśnie mam problem podobnej wagi. Chodzi o moje kontakty z 14-letnią córeczką i manipulacje ojca (których niestety nikt nie widzi).
Mąż w listopadzie zgrywał się na kochającego faceta. Po raz kolejny „odbudowywaliśmy związek” po trudniejszych chwilach. Ratowanie związku polegało na wspólnym piciu kawy i długich rozmowach, wyjściach do kina, teatru, wyjazdu na zamek (które ja organizowałam w ramach jego urodzin). Na początku grudnia, gdy wróciłam z zabiegu (na który zawiózł mnie „kochający małżonek”) okazało się, że jest coś nie tak. On przesiadywał przed komputerem pijąc piwo (nie znosiłam tego), potem chciał się „przytulać”. Nie mogłam bo byłam po zabiegu. A tak poza tym z pijanym nawet przytulać się nie chciałam. Co wieczór prosiłam, żeby nie pił i co wieczór było to samo (tak kilka dni z rzędu). Pił za ścianą i wypisywał do mnie smsy, jaką k…. jestem. W ciągu dnia też szeptem mówił do mnie „Ty k…”, a ja płakałam, krzyczałam, że jak może być takim bydlakiem, i żeby spieprzał. Płakałam, przeklinałam, w emocjach nie zwracając uwagi, iż patrzą na to dzieci (14 i 4 lata). Potem wyjechał do swojego taty na 3 dni. Gdy wrócił wciąż nie mogliśmy się dogadać. Podjęliśmy decyzję o tymczasowym rozstaniu, żeby przemyśleć sytuację, nabrać dystansu. Proponowałam mu terapię małżeńską, ale „nie był gotowy”. Wyprowadził się do matki (wcześniej my tam mieszkaliśmy, nim wzięliśmy kredyt na mieszkanie. Z dwóch pokoi zrobiliśmy dwa malutkie pokoiki, kuchnię i łazienkę. Jego mama mieszka w drugiej części). 14-latce powiedzieliśmy, że chwilowo chcemy pomieszkać oddzielnie, bo ostatnio nam się nie układało, chcemy nabrać dystansu… bla, bla… Malutkiej wytłumaczyliśmy, że tatuś przez jakiś czas musi mieszkać u babci.
Po 3 dniach przyszedł i spytał, czy moglibyśmy wrócić do siebie, a ja na to, że zbyt dużo się wydarzyło, że teraz liczą się dla mnie tylko dzieci. Kolejnego dnia zabrał biurko i komputer (i wiele innych, drobniejszych rzeczy). Po jego wyjściu okazało się, że wykasował mi z telefonu obraźliwe, wiele mówiące smsy, które do mnie wysyłał. Za którymś razem stwierdził, że odbierze mi wszystko. Z dziewczynkami widywał się regularnie.
Któregoś razu powiedziałam mu, że występuję o alimenty (bo rzucał mi jakieś grosze). W ciągu dwóch tygodni zorganizował u siebie pokój dla starszej córki. Dziadek (jego ojciec, który po 30 latach nieobecności pojawił się w jego życiu ok. 2-3 lata wcześniej) dał Kasi pieniądze i ta kupiła za nie: szafę i łóżko. Babcia kupiła jej biurko.
Tatuś, jak nigdy wcześniej, zaczął zabierać 14-latkę do dziadka do Warszawy. Dziadek imponuje jej pieniędzmi. Dziewczynka dostała moc nowych, firmowych ubrań, zwiedzała stadion narodowy jako VIP, była w hotelu w Mikołajkach, pływała motorówką…. Babcia (mama męża) zabrała go i nasze dzieci (dałam wtedy też 4-latkę) do hotelu Gołębiewski do Karpacza, żeby synek sobie odpoczął.
Pod koniec lutego lub marca mąż przyszedł i stwierdził, iż starsza córka chce mieszkać u niego. Wyszli z domu razem.
Od tamtej pory przez dwa miesiące widywałam córkę tylko na ok. dwie godziny w tygodniu. Przychodziła do mnie „zawsze kiedy chciała”. Było fajnie, póki miło lub po kumplowsku rozmawiałyśmy. Gdy mówiłam by sprzątnęła pokój lub że nie podoba mi się jej zachowanie, mówiła „nie dziś” i wychodziła do tatusia. Mąż przychodził po młodszą córkę i gdy pytałam go o moje spotkania ze starszą stwierdzał „dzwoń do niej”, „jak będzie chciała to przyjdzie”. I nagle okazało się, że ona NIE CHCE do mnie przychodzić.
W końcu (po dwóch miesiącach) wywalczyłam kontakty. Córka atakuje mnie. Mówi, że wydzierałam się na nią i tatusia, nigdy nie poświęcałam jej czasu. Tylko tatuś był zawsze przy niej. A to ja poświęciłam jej znacznie więcej uwagi w dzieciństwie. Może rzeczywiście, gdy druga córeczka pojawiła się na świecie – siłą rzeczy jej musiałam poświęcić się bardziej, a tata miał czas na rozrywki ze starszą córcią. Teraz widzę, że nad tym, co się wydarzyło, mąż pracował znacznie wcześniej. Na kilka miesięcy przed wyprowadzką, ile razy widział mnie przy komputerze, czy książce mówił, że tylko tym się zajmuję (książkami i blogiem) i teraz zarzuca mi to córka. Mówi to, co tata. Słyszę, że cały czas się tylko wydzieram, tak jak robiłam to wcześniej, drąc się na nią i tatusia. A jak jestem spokojna i mówię, że ją kocham i będę o nią zabiegać, mówi „a co ty nagle jesteś taka spokojna”, „co? nagle ci na mnie zależy?”.
Nadmienić muszę, że moja 14-latka to bardzo dojrzała, mądra dziewczyna. Stanęła po stronie taty i dla niego walczy. Robi to, co on chce. Pragnie mu się przypodobać, w ogóle nie licząc się ze mną. Co ciekawe… ani psycholog sądowy, ani panie psycholog podczas badań w OZSS nie zorientowały się w tej sytuacji.
A moje dziecko kłamie, że w ogóle nie wykorzystuję kontaktów na spędzenie z nią czasu (w rzeczywistości odrzuca wszystkie moje propozycje, nie chce wychodzić ze mną i siostrą nigdzie, bo to niby wstyd w jej wieku przed rówieśnikami pokazywać się ze starszymi i rodzeństwem). Mówi, że jak przychodzi na kontakty ja tylko czytam i piszę bloga. Ona zajmuje się siostrą lub siedzi u siebie w pokoju. Tak naprawdę głównie gapi się w telefon.
Mąż wystąpił o drugą córeczkę, bo podobno wykorzystuję kontakt ze starszą do przedstawiania go w złym świetle, że zabieram jej komórkę, żeby nie miała z nim kontaktu (raz zabrałam jej telefon, bo była dla mnie niegrzeczna, pyskowała i siedziała tylko z telefonem), że zabraniam jej wychodzenia z domu, nawet do sklepu (raz jak przyszła na dwie godziny powiedziałam, że do sklepu pójdzie po spotkaniu). Jak jest u mnie na weekend spotyka się z koleżankami na kilka godzin, a z jej zeznań w OZSS wynika, że w ogóle nie może wychodzić. Widzę ją w poniedziałek i piątek na dwie godziny i w co drugi weekend (na weekend), czy tak dziwne jest, że chcę z nią spędzić czas? A przyznaję, że po tym, co robi – chcę tego coraz mniej. :((
Doszło do tego, że panie z ośrodka napisały w opinii, że dzieci (obydwie córeczki) najlepiej dać do ojca, bo on z dwiema ma w obecnej chwili dobry kontakt, a córek nie należy rozdzielać bo mają wspaniałe relacje i ogromną potrzebę kontaktu. Tak… malutka ją ma. Ale czy starsza? Siedzi głównie przy telefonie, spotyka się z koleżankami, od czasu do czasu poświęci chwilę małej. Za to w Ośrodku i w sądzie świetnie odgrywa rolę kochającej, nie mogącej żyć bez siostry – dziewczynki.
W opinii z OZSS jest napisane, że młodsza nie określiła osoby pierwszoplanowej (a czego oni oczekiwali od 4-latki?). Chciałaby mieszkać trochę u taty, trochę u mamy. Z mamą jest jej „fajnie”, u taty na nocowaniu było „super”. Kiedy była badana przez psychologa bardzo często pytała o mamę i siostrę. Według badań, ze względu na częste pytania o mamę można uznać, że ja jestem dla niej osobą pierwszoplanową, ale ze względu na ogromną potrzebę kontaktu między siostrami i obecnie dobre relacje dwóch córek z tatą – miałyby iść do taty. :((
Ja tego nie pojmuję. Tata był leczony z powodu depresji. Panie psycholog uznały, że incydent ze szpitalem był 10 lat temu i tata jest już wyleczony. Pracuje, jest normalny w kontakcie, więc ok. On twierdzi że bierze teraz tylko „delikatny lek nasenny”. Ja wiem, że ten lek jest tak mocny, że męża nie można po jego zażyciu dobudzić. Nie zauważył nawet kiedy dziecko całą noc wymiotowało, a ja miałam ją na kolanach, zmieniałam pościel itd. Poza tym w grudniu zrobiłam zdjęcie jego apteczki i była wypełniona po brzegi.
Mój mąż często pił wieczorem alkohol (mimo brania leków) i stawał się wobec mnie agresywny, ale tak po cichutku. Pił w domu, przed komputerem, i mnie gnębił. Nasza 14-latka przez jego manipulacje zachowuje się jak jego żona (zarzuca mi że utrudniałam tacie kontakty z siostrą i bardzo dba o jego dobry interes). Przy tym wydaje się święcie przekonana do tego co mówi.
Oboje kłamią, są wiarygodni… I ja mam przez to stracić moją małą córeczkę?