Skontaktuj się!

Dzielny tata?

Anna Koziołkiewicz-Kozak21 sierpnia 201513 komentarzy

Ten wpis powstał w nietypowy sposób. Miałam świetny rysunek syna o dużym ładunku emocjonalnym i poprosiłam na facebooku o sugestie, o czym powinnam napisać, by rysunek był adekwatną ilustracją.

Oto rysunek:

złość

Sugestie były rozmaite, początkowo bardziej barwne: „Nie strzelać do pianisty”, „wściekły matematyk”, „pan, który hajluje”, stopniowo ewoluowały w stronę „wściekły tata”, „tata w walce o swoje prawa rodzicielskie”.

W tę stronę postanowiłam pójść i napisać o walce ojców o to, by nie być „weekendowymi tatusiami”, lecz realnie uczestniczyć w życiu swoich dzieci, pomimo rozstania z ich matką.

Idę za tym, bo ta intuicja komentujących rysunek pokazuje, jak postrzegamy aktywność ojców w układaniu swoich relacji z dziećmi po rozstaniu z ich matką. Nie uzgadnianie. Nie porozumiewanie się. Nie wspólne szukanie dobrych rozwiązań. O nie. To jest WALKA!

Przyznam od razu, że nie mam wyrobionego zdania na ten temat.

Oczywiście w 100% pozytywne jest to, że coraz częściej spotykam ojców, którzy nie odpuszczają. Rozstając się z żoną / partnerką nie rozstają się z dziećmi. Naprawdę. Może mam nietypowe doświadczenia, ale stereotypowa postawa ojca, który odchodzi, nie płaci alimentów i nie interesuje się dziećmi zdarza się coraz rzadziej. Choć oczywiście bywa niestety i tak.

W rezultacie, w niektórych sprawach które prowadziłam, sąd orzekał lub rodzice uzgadniali miejsce stałego zamieszkania dzieci przy ojcu, a w tym sprawach, gdzie dzieci mieszkać miały z matką, kontakty z ojcem były regulowane w bardzo szeroki sposób. Nie były to spotkania co drugi weekend, lecz regularne spotkania, także w tygodniu, odprowadzanie do szkoły, na zajęcia, nocowanie u taty, wspólne wyjazdy, wspólne spędzanie części świąt i innych ważnych uroczystości, kontakt telefoniczny, na Skypie… W tym sprawach, w których kontakty były uregulowane jako rzadsze, wynikało to zazwyczaj z obiektywnych okoliczności, np. znaczna odległość między miejscami zamieszkania rodziców, lub charakter pracy (np. wyjazdowy) ojca.

Więc zmiany na przestrzeni ostatnich 12 lat (piszę o własnym doświadczeniu, dlatego odnoszę się do okresu własnej praktyki) niewątpliwie są. Zarówno w postawie ojców, jak i w podejściu sądów. Zmiany na plus.

Dlaczego zatem aktywności ojców w walce o swoje dzieci nie uważam za jednoznacznie pozytywną? Mam mianowicie 3 zastrzeżenia:

  1. Po pierwsze, tendencyjne podawanie danych.
  2. Po drugie, formy, jakie nieraz walka ta przybiera.
  3. Po trzecie, pewien dogmatyzm, a zwłaszcza apoteozę opieki naprzemiennej jako remedium na wszystkie problemy.

Po kolei:

1. Sposób podawania danych liczbowych.

Owszem, uważam, że posługiwanie się niektórymi danymi statystycznymi bywa tendencyjne. Np. mylące jest podawanie statystyk, w ilu % spraw sądy ustaliły miejsce zamieszkania dzieci przy ojcu i wysuwanie stąd wniosku, że sądy są nieprzyjazne ojcom, bez podawania w ilu % spraw ojcowie o to wnosili! Ojcowie wcale tak często nie wnoszą o to, by dzieci z nimi mieszkały. Z różnych powodów. Czasem są przekonani, że „to i tak nic nie da”, tu jest faktycznie pole do zmiany nastawienia. Częściej mają jednak ważne, rozsądne powody.

2. Forma działania.

Jeżeli chodzi o formy, to mam na myśli zwłaszcza skrajne sposoby działania.

A w szczególności brak szacunku. Jedna z akcji ruchu „Dzielny tata” odbywała się pod hasłem „sądy rodzinne niezawisłe od rozumu”. Nie twierdzę, że wszystkie wyroki i postanowienia wszystkich sądów są prawidłowe. Gdyby tak było nie pisałabym tylu apelacji, ile pisałam. Niemniej nie podoba mi się taka forma. No nie podoba mi się i już.

Oraz podawanie danych o działaniach nagannych ukazując je w pozytywnym świetle. Przykład? Na stronie dzielnytata.pl możemy przeczytać: „czy wiesz że 4% ojców ma przy sobie dzieci tylko dlatego że je uprowadziło?” Chciałabym wierzyć, że rodzic decydujący się na tak skrajne działanie, jakim jest uprowadzenie własnego dziecka robi to będąc głęboko przeświadczony, że to dla dobra dziecka i że nie ma innej drogi. Lecz podanie takiej informacji bez oceny moralnej, bez pokazania, jakim ciosem dla dziecka jest takie działanie, jest skrajnie nieodpowiedzialne i żadne słuszne racje tego nie mogą usprawiedliwiać.

Oczywiście nie wszystkie organizacje wspierające, zrzeszające ojców uciekają się do takich form. Nie przeszukałam całego internetu, ale mam wrażenie, że większość nie. Ale tak już jest, że głośny krzyk niewielu bywa lepiej słyszalny niż cicha, konstruktywna praca wielu…

3. Opieka naprzemienna – happy end?

Głównym celem oddolnych ruchów ojcowskich jest wprowadzenie jako zasady opieki naprzemiennej. Coraz częściej też rozstający się rodzice (częściej ojcowie) mnie o to pytają.

Nie jestem ani za ani przeciw.

Widziałam już opiekę naprzemienną niedobrze pomyślaną. Rodzice mieszkali w miastach oddalonych o 80 km, bez połączenia kolejowego. Tylko jedno z rodziców prowadziło samochód. Dziecko spędzało tydzień u jednego z rodziców, a tydzień u drugiego. Nie chodziło do przedszkola. Miało pójść do szkoły i zaczęła się walka. Trudna. Bo rodzice byli mocno skonfliktowani. W końcu, jak w opowieści o królu Salomonie, jedno z rodziców – matka – z bólem serca odpuściło…

Widziałam też opieką naprzemienną przemyślaną bardzo odpowiedzialnie. Rodzice mieszkali niedaleko od siebie, dziecko od każdego z nich miało blisko do szkoły, do kolegów. Rodzice potrafili porozumiewać się w sprawach wychowawczych spokojnie i rzeczowo. Nigdy nie mówili do dziecka źle o drugim rodzicu. Ani o byłych teściach. Przekazywali sobie wszystkie informacje – że na poniedziałek do szkoły trzeba przynieść pomidora, a w czwartek obowiązuje strój galowy. No dobra… to blef. Nie widziałam takiej opieki. Ale naprawdę wierzę, że to możliwe. Choć bardzo trudne.

Już niedługo (we wrześniu) zapytam psycholożkęMartę Seweryńską-Kępa o to, jak dziecko postrzega taki system opieki po rozstaniu. A w szczególności, czy (a jeśli tak, to jak) da się sprawdzić, czy dla tego konkretnego dziecka to będzie dobre.

A sama następny wpis poświęcę warunkom, które muszą być spełnione, by opieka naprzemienna funkcjonowała.

A Ty? Co sądzisz o opiece naprzemiennej? Może masz własne doświadczenia? Jeśli tak, to są one pozytywne, czy nie?

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

Dziś polecam dobre cudze. 🙂

Wprawdzie Nie trzeba się przygotowywać do zeznań w sądzie!, ale gdybyś jednak chciał / a się przygotować, to polecam zapoznanie się ze świetnie przygotowaną przez kolegów adwokatów z bloga Palestra Polska listą pytań i innych rzeczy, o których trzeba pamiętać.

Wpis jest adresowany do adwokatów, stąd nosi tytuł Jak przygotować klienta do sprawy rozwodowej lub o separację, niemniej napisany jest „normalnym” językiem, więc jeśli potrzebujesz tego rodzaju konkretnych wskazówek, na pewno będzie dla Ciebie zrozumiały i pożyteczny.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

Alimenty a wakacje

Anna Koziołkiewicz-Kozak09 lipca 20152 komentarze

Ale rozumiem, że jak w lipcu dzieci będą ze mną 2 tygodnie, to mogę zapłacić tylko 1/2 alimentów, prawda?

wakacje z dzieckiemNiby logiczne – pół miesiąca, to pół alimentów.

Ale tak nie jest.

Alimenty są takie same przez cały rok, niezależnie od tego z kim aktualnie przebywa dziecko.

Niesprawiedliwe? Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Istotnie, w czasie gdy dziecko jest z Tobą, Ty je żywisz, jeśli w tym czasie przeziębi się, kupisz lekarstwa. Co więcej, opłaciłeś Wasz wspólny wakacyjny wyjazd.

Ale co z kosztami, które nie są bieżącymi kosztami utrzymania? Kurtki, buty, podręczniki, opłaty mieszkaniowe?

Kto prowadzi działalność gospodarczą, ten dobrze wie, co to są koszty stałe. Ale nawet, jeśli nie jesteś przedsiębiorcą, rozumiesz przecież, że są koszty niezależne od tego, czy się z czegoś aktualnie korzysta, czy nie. Czynsz trzeba opłacić nawet, gdy wyjedziesz na wakacje i nie bulwersuje Cię to, prawda?

Nie ma powodu, by alimenty traktować inaczej.

Oczywiście, czym innym jest sytuacja, rzadka póki co, gdy ustanowiona jest tzw. opieka naprzemienna, tzn. dziecko mieszka na zmianę z ojcem i matką. W takich przypadkach, nikt nikomu nie płaci alimentów. Acz nawet wtedy konieczne jest jednak uzgadnianie, w jaki sposób pokryć większe wydatki, typu zakup roweru.

Tak więc, jeśli właśnie przed Tobą wakacje i masz je spędzić z dzieckiem w ramach przypadających Ci kontaktów, ciesz się wspólnie spędzonym czasem i nie utyskuj na alimenty. Bo ma to sens zbliżony do utyskiwania na ZUS.

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

Miał być cykl, ale trochę po drodze się zadziało i dłuższa przerwa się z tego zrobiła. Ale nie zapomniałam 🙂

Dzisiaj przedostatnia część pozwu o alimenty (i najtrudniejsza zarazem), czyli uzasadnienie.

W ostatnim odcinku będzie jeszcze o załącznikach.

Ponieważ uzasadnienie jest nieco dłuższe, wymyśliłam sobie, by omówienie wkleić w tekst (zielona kursywa) – osobiście bardzo nie lubię odsyłaczy gdzieś na końcu – czy to jest czytelne?

Uzasadnienie wygląda w ten sposób:

Uzasadnienie

Najpierw piszemy, dlaczego należą się od pozwanego alimenty – należą się, bo powódka jest jego córką.

Małoletnia powódka Monika Malinowska, urodzona dnia 01.06.2008 r. w Gdańsku jest córką pozwanego.

No i przedstawiamy dowód – w sytuacji, gdy rodzice nie są małżeństwem należy złożyć odpis zupełny, a nie skrócony aktu urodzenia.

Dowód:

odpis zupełny aktu urodzenia

Potem opisujemy zwięźle sytuację – czy ojciec płaci dobrowolnie alimenty, jeśli tak, to w jakiej wysokości i czy są to wpłaty regularne, czy okazjonalne. Zaznaczamy także, czy pokrywa jakieś koszty utrzymania dziecka bezpośrednio. Może to wyglądać np. tak:

Pozwany nie przyczynia się w jakikolwiek regularny sposób do utrzymania córki. Jednorazowo przekazał kwotę 1000 zł.

Albo tak:

Pozwany dobrowolnie przekazuje co miesiąc na utrzymanie córki kwotę 1000 zł. Dodatkowo pokrywa koszty obiadów w szkole (ok. 60 zł / mies.)

Oczywiście przytaczamy dowody (np. świadkowie, potwierdzenia przelewów, dowody wpłat, przesłuchanie stron).

Dowód:

1.     potwierdzenia przelewów bankowych;

2.     świadek Maria Nowak, zam. w Gdańsku przy ul. Nowe Ogrody 28

3.     przesłuchanie stron.

Potem opisujemy sytuację finansową i majątkową obojga rodziców. Przytaczamy dowody. W przypadku pozwanego przytaczamy takie dowody, jakimi dysponujemy. Oczywiście, jeśli mamy „kwitek” z ostatniej wypłaty, sprawa jest prosta, jeśli nie, trzeba trochę bardziej pokombinować.

Matka małoletniej powódki pracuje w Szkole Podstawowej nr 1 w Gdańsku jako nauczycielka, osiągając miesięczny dochód w wysokości 2.400 zł. Jest to jej jedynie źródło dochodu.

Dowód:

1.      zaświadczenie o zarobkach powódki;

2.      przesłuchanie stron.

Obecne możliwości zarobkowe pozwanego pozwalają na płacenie alimentów w żądanej kwocie. Pozwany posiada wykształcenie, umiejętności i doświadczenie zawodowe pozwalające mu na uzyskanie dobrze płatnego zatrudnienia na platformach wiertniczych. Możliwości zarobkowe pozwanego sięgają co najmniej 10.000 zł miesięcznie.

Dowód:

1. CV pozwanego

2. umowa zatrudnienia z dnia 20.02.2015 r.

3. oferty pracy dla osób z doświadczeniem zawodowym zbliżonym do pozwanego

4.  przesłuchanie stron

Następnie wykazujemy, jakie są koszty utrzymania dziecka. Wypisujemy, np. w formie tabeli miesięczne koszty utrzymania. Wskazówki, jak to zrobić, a także które wydatki trzeba udokumentować, znajdziesz we wpisie: Wysokość alimentów – jak obliczyć i jakie dowody złożyć?.

Na miesięczne koszty utrzymania mał. powódki składają się następujące pozycje:

Dowód:

1.      faktury i rachunki dokumentujące niektóre wydatki związane z utrzymaniem mał. powódki;

2.      przesłuchanie stron.

Jeżeli to głównie Ty zajmujesz się dzieckiem jest to podstawa, by koszty utrzymania dziecka nie były rozdzielone po równo, lecz by drugi rodzic pokrywał je w większej części. W pozwie należy to zaznaczyć.

Należy przy tym wziąć pod uwagę, że mał. powódka jest przy matce i to na niej spoczywa główny ciężar utrzymania i wychowania córki, a zatem pozwany winien w większym stopniu pokrywać koszty.

Dowód:

1.     świadek Maria Nowak;

2.    przesłuchanie stron.

Można dodać jakąś formułkę kończącą, acz jest to bardziej zwyczajowe (głupio tak urywać, a do Sądu nie napiszemy przecież „z poważaniem”). Może to być np.

Powyższe uzasadnia żądanie pozwu.

Pozew trzeba oczywiście podpisać. Podpisuje przedstawiciel ustawowy dziecka – w tym wypadku matka Natalia Nowak.

…………………………………………………

(Natalia Nowak)

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl

„Po co gejom ślub, skoro mogą…?”

Anna Koziołkiewicz-Kozak29 czerwca 201523 komentarze

… no niby mogą:

  • zmienić nazwisko,
  • udzielić sobie pełnomocnictw do wszystkich czynności prawnych i urzędowych oraz decydowanie o ważnych sprawach: informacji o stanie zdrowia, zaprzestania uporczywej terapii, decyzji w sprawie dysponowania organami, odbioru ciała, decyzji o sposobie i miejscu pochówku,
  • sporządzić testamenty, a nawet poprosić rodziny, by zrzekły się praw do dziedziczenia ustawowego.

Często słychać u nas takie argumenty – że po co ślub, skoro wszystko można załatwić odpowiednimi czynnościami prawnymi.

Takie argumenty są jednak bardzo nieuczciwe intelektualnie.

Po pierwsze, od przeciętnego obywatela nie wymaga się w chwili zawierania przez niego małżeństwa wiedzy prawnej. Cały pakiet – wspólne nazwisko, wspólność majątkową, prawo wzajemnej reprezentacji, prawo do informacji dostają „w pakiecie”.

Po drugie, od przeciętnego obywatela nie wymaga się w chwili zawierania przez niego małżeństwa wysokich opłat notarialnych. Wszystkie opisane powyżej skutki prawne dostaje w ramach urzędowej opłaty  – 84 zł + 2 x 22 zł za odpisy skrócone aktów urodzenia.

Po trzecie, od przeciętnego obywatela nie wymaga się w chwili gdy chce coś podarować małżonkowi, lub gdy po nim dziedziczy uiszczania bardzo wysokiego podatku – 20 % od wartości darowanego / dziedziczonego majątku.

Owszem, te same ograniczenia spotykają pary heteroseksualne, które mogą, lecz nie chcą zawrzeć małżeństwa. Tylko, że one mają wybór.

To taka krótka refleksja, gdyby kto oglądając tęczowe profile swoich znajomych na facebooku, chciał wyskoczyć z argumentem „ale właściwie to po co gejom ślub, skoro mogą…”

tecza

Jeżeli chcesz skorzystać z pomocy prawnej, zapraszam Cię do kontaktu:

tel.: +48 602 749 861e-mail: annakoziolkiewicz@wp.pl