Pracownicy naukowi w swych publikacjach cytują się nawzajem (albo sami siebie), a blogujący cytują i inspirują się innymi blogerami… Dzisiejszy wpis zainspirowany jest wpisem Majówka, majówka na blogu mec. Dominiki Mróz-Krysta. Pani Mecenas, jak zwykle nawołuje (i słusznie) do przestrzegania wyroków i ugód dotyczących kontaktów.
A ja nie tyle, że szukam dziury w całym, bo postulat bardzo słuszny, ale chcę zwrócić uwagę, że każdy kij ma dwa końce.
Choć sądy rodzinne, a właściwie ustawodawca, tego nie widzi i sprawy o kontakty i alimenty toczą się oddzielnie, to jednak bardzo często te dwie kwestie pozostają w istotnym związku. Owszem, ograniczanie kontaktów rodzicowi „za karę”, bo nie płaci alimentów, niezależnie od tego jak takie postępowanie oceniamy, jest częstym faktem.
Nie płacisz, bo jesteś w trudnej sytuacji? Wierzę. Ale to, czy drugi rodzic uwierzy, zależy w dużej mierze od tego, jak było dotychczas.
Popatrz, w innych sferach życia bez problemu godzisz się na to, że na zaufanie trzeba zapracować, a deklaracje się sprawdza. Gdy ubiegasz się o kredyt, bank bada Twoją wiarygodność i przyjmujesz to ze spokojem. Tak samo tu. Jeśli dotychczas regularnie płaciłeś / płaciłaś alimenty w zasądzonej / uzgodnionej wysokości, to masz szansę na zrozumienie ze strony drugiego rodzica i np. wspólne zastanowienie się, czy są takie wydatki, które można ograniczyć. A może którąś z potrzeb dziecka da się zaspokoić inaczej? Nie stać Cię, by opłacać basen, ale weźmiesz syna na rower?
Ale musisz pamiętać, że chociaż Ty jesteś w trudnej sytuacji, nie oznacza to, że Twoje dziecko może przestać jeść, albo nie potrzebuje butów na zimę.
Popatrz, w jakiej sytuacji stawiasz drugiego rodzica, nie płacąc! On /ona będzie musiał /a JAKOŚ sobie poradzić… Poradzi sobie, bo nie ma wyjścia. Weźmie nadgodziny, pożyczy od rodziców… Ale nie zdziw się, jeśli dziecko będzie chore, gdy przyjdzie termin spotkania z Tobą.